Historia Mai

Historia Mai

Historia, którą chcę Wam opowiedzieć jest długa, ale żeby oddać moje uczucia do psów, muszę opisać dużo przeżytych z nimi chwil. To jeszcze nie wszystkie, ale nie starczyłoby mi kartek papieru, żeby opisać całe moje życie z psami. Towarzyszą mi one od pierwszego dnia życia…

Na świecie oprócz rodziców i dziadków powitał mnie pies. Tak zaczęła się moja bezgraniczna miłość, która trwa do tej pory. Właściwie gdy piszę ten tekst i wspominam te wszystkie wspaniałe stworzenia w oku kręci się łza. Zawsze byłam tradycjonalistką, jeśli chodzi o pisanie, więc przelewam swoje słowa na papier. Muszę się mocno postarać, żeby je potem odczytać. Wracając do tej długiej historii mojego życia wśród psów – pierwszym psem, którego pamiętam był  Amik. Przysadzisty, słodki jamnik który był tak kochany przeze mnie i dziadków, że miał trudności z wejściem po schodach. Nie spuszczał ze mnie wzroku. Nigdy nie zapomnę jego czarnych oczu. Byłam za mała by wiedzieć co się dzieje gdy zaczął chorować. Nie będę jednak poruszać w tej historii ciężkich tematów, bo tym bardziej zaleję się łzami. Niedługo później, gdy mieliśmy z bloku wyprowadzić się do domu, rodzice przywieźli ją. Wielką, puszystą, białą kulę – Azę, moskiewskiego psa stróżującego. Co to była za niespodzianka. Pokochałam ją od pierwszego wejrzenia. Była najbardziej spokojnym, cierpliwym psem jakiego spotkałam w moim życiu. Jako mała dziewczyna wdrapywałam się na nią i ponieważ była ogromna, bez problemu mnie unosiła, a ja byłam najszczęśliwsza na świecie. Nie raz, nie dwa rodzice musieli w letnie wieczory zabierać mnie do domu, gdy zasypiałam ułożona na jej potężnych łapach. Za moją namową postanowiliśmy powiększyć naszą psią rodzinę. Zawitała do nas mała kundelka – Mika. Była przeciwieństwem Azy – żywiołowa, chętna do zabawy ale też nie bała się bronić domu, gdy była taka potrzeba. Wszyscy – koledzy i koleżanki – z chęcią głaskali Azę, gdy mnie odwiedzali, bo wiedzieli, że ta wielka kula nic im nie zrobi, jednak przed małą Miką uciekali. Jeden z moich przyjaciół wspomina do tej pory podarte przy kostkach spodnie.

W całym moim życiu tylko raz przeżyłam chwilę grozy w towarzystwie psa. Rodzice chcieli, aby Aza miała towarzysza życia. Wtedy pojawił się owczarek kaukaski – Brutus. Jak się potem okazało całkiem trafnie wybraliśmy mu imię. Nie lubił dzieci, a niestety ja go kochałam. Pewnego dnia miał dosyć moich umizgów i przytulania, więc rzucił się na mnie. Nie pamiętam tego dokładnie, byłam w zbyt dużym szoku, ale tata opowiadał mi, że jego zęby były niebezpiecznie blisko mojej szyi. Wracając pamięcią do tamtego dnia widzę tylko łzy i słyszę krzyk. Tak mało brakowało, ale nawet to nigdy nie zachwiało moją wiarą w bezinteresowną psią miłość. Gdy tata oddał Brutusa płakałam. Mimo wszystko. Chyba byłam zbyt mała żeby zrozumieć co mogło się stać. Niedługo po odejściu groźnego wielkoluda okazało się, że Aza jest w ciąży! Długo trwało zanim zrozumieliśmy, że to będzie duże wydarzenie. W domu generalny remont, a tu nagle pojawia się dwanaście szczeniaków! To są jedne z najpiękniejszych wspomnień mojego życia. Kładłam się na ziemi, a one obskakiwały mnie całą, tak że czułam się jakbym kąpała się w morzu futra. Niestety nie mogliśmy zaopiekować się wszystkimi, więc znaleźliśmy różnych ludzi, którzy z chęcią się nimi zajęli. Została nam jedna biała suczka – Diana. Żywiołowa po ojcu, cierpliwa po matce. Pies ideał. Postanowiłam jednak, że nie będę poruszać tutaj ciężkich tematów, więc oszczędzę Wam i sobie wspomnień o chorobach psów. Każda śmierć – w tym przypadku w niedługim czasie matki i córki – była dla mnie ogromnym ciosem. Pamiętam, jak wróciłam ze szkoły, bardzo szczęśliwa bo niedługo miały zacząć się wakacje. Zastałam zapłakaną babcię i mamę. Już wiedziałam, że coś jest nie tak, ponieważ nikt nie witał mnie przy furtce. Długo opłakiwałam moje ukochane, nie rozumiejąc, jak to mogło spotkać takie wspaniałe stworzenia. Życie jest niesprawiedliwe.
Niedawno, po długim życiu opuściła mnie Mika. Ten pies walczył o życie tak mocno, że nawet gdy weterynarze nie dawali nadziei, ona dawała radę. Żebyście mnie teraz widzieli… Gdy o niej myślę o razu płaczę. Trzy razy uratowałam jej życie. A ona była tak wdzięczna. Gdy mieszkałam w domu, czekała na moment, kiedy pójdę do łazienki wieczorem, i wskakiwała na łóżko żeby przywitać mnie pod kołdrą. Nikt nie pozwalał jej na spanie w pościeli, tylko ja. Ona doskonale o tym wiedziała. Każdą noc spędziła ze mną. Oprócz tej ostatniej…

Niestety życie z psami tak właśnie wygląda. Szczęście przeplatane rozpaczą. Gdy traktujesz te zwierzęta jak członków rodziny, musisz liczyć się z ogromnym bólem, gdy odejdą…

Może na koniec jednak coś weselszego? Trzeba pielęgnować piękne wspomnienia, ale też warto skupić się na teraźniejszości. Teraz w moim rodzinnym domu mieszkają dwa małe psy. Dwukilogramowy biały mieszaniec maltańczyka Tofi i czarny jak smoła bolończyk Drops. Teraz to oni zajmują honorowe miejsca w moim sercu. Zwłaszcza towarzyski Drops, który każdą noc, którą spędzam w rodzinnym domu przesypia pilnując moich nóg. Jest moim oczkiem w głowie. Mój telefon wypełniają jego zdjęcia, a głowę – myśli i wspomnienia o nim. Śmiało mogę nazwać je moimi najlepszymi przyjaciółmi. Oby na całe życie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *